

JURAJSKA PEREŁKA
OKIENNIK WIELKI
Znajdująca się w odległości 1 km. od centrum Skarżyc skała Okiennik Duży należy do najbardziej znanych na Jurze. Podobna do potężnej warowni z otworem 7m. na 5 m. i mieszkaniem jaskinią z otworem 9 m. na 5 m. była zamieszkała lub spełniała rolę warowni obronnej o czym świadczą ślady elementów konstrukcyjnych. Z uwagi na ślady rozległych zniszczeń świadczy to o tym że był to ważny obiekt strategiczny o który wręcz toczyły się wojny.
W XVII i XVIII wieku Skarżyce były świadkiem historii. Tędy przebiegał szlak przemarszu wojsk króla Jana Kazimierza na wojnę. Wydarzenia z lat 1655-60 znane wszystkim jako * POTOP* przyniosły mieszkańcom znaczne straty i zniszczenia. Tędy przeciągały również oddziały hetmana Jana Sobieskiego przeciwko Jerzemu Lubomirskiemu , a także ale już jako król Jan III Sobieski ,kiedy po odpoczynku w niedalekich Włodowicach w roku 1683 wiódł swe rycerstwo na odsiecz Wiednia .
Okiennik Wielki (Okiennik Skarżycki) jest jednym z najciekawszych ogródków wspinaczkowych na obszarze całej Jury. Jego piękne, przekraczające 30 metrów, ściany (drogi są nieco krótsze), to jeden z najpiękniejszych widoków w jurajskim krajobrazie.
Z tą skałą związanych jest wiele legend i historyjek. Warto wspomnieć, że to tu według legend, znajdował się drewniany ogród zbój-rycerzy i tu jurajski Janosik, czyli rozbójnik Malarski ukrył prawdopodobnie część swoich skarbów. W oknie pośród wielu współczesnych bohomazów można znaleĄć grafitti datowane na 1881 i 1936 rok.
Najstarsze potwierdzone wspinaczki na Okienniku to przejścia z roku 1962, choć trudno uwierzyć, że tak okazały masyw skalny umknął uwadze wcześniejszym pokoleniom wspinaczy. Niemniej najstarsza, znana obecnie droga to Komin Kosmonautów (zwany błędnie Kominem Komandosów), pokonany przez Jurka Badurę. W 1965 Jan Junger przeszedł pierwszą trudną drogę na Okienniku. Droga Jungera, jako pierwsza próbowała nagryąć klasycznie, imponujące zerwy Ściany Czołowej Okiennika. Inne wspinaczki z tamtego czasu, to głównie trudne drogi hakowe.
Choć wspinanie klasyczne na Okienniku zaczyna się od połowy lat 70., to jednak prawdziwy eksploracyjny przełom następuje w latach 80. Wtedy powstaje wiele nowych dróg, głównie za sprawą Mirka Wódki i Waldka Podhajnego. Niezwykle istotnym wydarzeniem z punktu widzenia eksploracji masywu, były zorganizowane w 1988 roku zawody o Grand Prix AKA Gliwice. Droga finałowa przygotowana przez Waldka Podhajnego, a pokonana dzień po zawodach w stylu RP przez Piotra Korczaka, stała się jedną z najtrudniejszych linii masywu (Podhajny Grand Prix). W tym samym roku pojawiają się także za sprawą Waldka, pierwsze nowoczesne drogi na Ścianie Czołowej (Dzień Jak Co dzień i Młode Strzelby). Aktualnie Ścianę Czołową pokrywa gęsta siatka dróg, z których najtrudniejsza to Super Akcje VI.6 autorstwa Mirka Wódki.
To właśnie za sprawą Waldemara Podhajnego oraz Mirka Wódki od lat dzieje się najwięcej nowego na Okienniku. Systematycznie wzrasta ilość obitych dróg, a od 1996 roku niezwykle mocno zaangażował się w te prace także Mariusz Dąbrowski, dbając o solidność stałych przelotów i czystość wokół skały.
Fani bulderingu z pewnością zainteresują się ciekawą kolekcją głazów w okolicy, ale najciekawszym problemem pokonywanym bez liny wydaje się Trawers Ściany Czołowej wyceniany, w zależności od wariantu od VI.4 do nawet VI.5+.
Dla dziergaczy także coś się znajdzie... Zaznaczone na schematach drogi bez ringów to wszak DDS-y, ale trzeba podkreślić, że niektóre z nich wymagają naprawdę dobrej psychy. Do klasyków w tej kategorii należy zaliczyć Śląski Filar i Rysę Fijała, obie drogi odnajdziecie na Śląskim Filarze.
Zapraszamy na Okiennik, on naprawdę jest Wielki

Dojazd: zdecydownie najlepszy jest dojazd samochodem, gdyż korzystając z komunikacji publicznej można dotrzeć jedynie do Skarżyc, skąd obowiązkowy spacer (ok. 30 minut). Do Skarżyc można dojechać autobusem miejskim nr 5 z dworca PKP w Zawierciu.

Zameczek Morski i jego nabjliźsza okolica.
W „Tygodniku Ilustrowanym” (tom V z r. 1862, str. 103—106), w artykule p. n. „Kilka kartek z wycieczki po kraju“, (podpisanym przez Z.) jest między innymi i opis Morska, który wraz z podaniami jakie lud do zwalisk tych i jaskiń pobliskich przywiązuje, tutaj powtarzamy:
„Któż w młodocianych swych latach, słuchając i czytając powieści o ciemnych jaskiniach i zamkach zbójeckich, nie zapragnął zobaczyć własnymi oczyma tych poezją zgrozy obwianych przybytków? Kto to młode życzenie zaspokoić pragnie, niechaj się uda w okolicę z której wracam, a znajdzie tło, na którym cudownie będzie mógł rozwinąć wszystkie zapamiętane strasznych powieści szczegóły. Znajdzie tu i jaskinie, i zwaliska rozbójniczego zamku, o których pomiędzy ludem prawdziwie poetyczne tułają się podania. Jaskinie mieszczą się w skale pod nazwiskiem Okiennika znanej; zamczysko, w lesie do wsi Morsko należącym położone, Morskiego zamku nosi nazwę, Chodźmy zwiedzić te tajemnicze niegdyś schronienia!
Okiennik leży na gruntach do Lgoty Murowanej należących, ale o dobre pół mili od dworu. Droga do niego wiedzie długim, posępnym jednotonnym sosnowym lasem. Ale za wyjazdem z lasu otwiera się znowu nieprzejrzana panorama mniejszych i większych, to nagich, to bujną zielenią drzew pokrytych wzgórz, po których szarzeje niezliczone mnóstwo skał, rozmaitych rozmiarów i kształtów. W niewielkiej pomiędzy dwoma spadkami wzgórz dolince, wznosi się wspaniale
największa ze wszystkich, Okiennik. Nazwę tę otrzymała od samorodnego na przestrzał otworu, w najwyższej skały części. Sama ta osobliwa igraszka natury zasługiwałaby na widzenie, gdyby nawet Okiennik innych zajęcia nie nastręczał powodów.
Cała skała ma u dołu kilkaset kroków obwodu,
a w najwyższym miejscu dochodzić może do stu blisko łokci wysokości. Gęste zarośla, przez które z trudem przedzierać się trzeba, otaczają jej podnóże, a miejscami, gdzie mniejsza stromość pozwoliła osiąść pokładowi rodzajnej ziemi, wspinają się aż ku górnej części opok, ułatwiając wdarcie się na nie. Gdyby nie to, nigdy by na nich ludzka nie postała noga, tak przepaściście od dołu sterczą kamienne przyrodzonej twierdzy tej ściany. W górze kamień więcej już przedstawia chropowatości, dzięki którym, przy niejakim wysileniu i zręczności, nie tylko do okna, ale i nad nie, na najwyższy szczyt skały wedrzeć się można. Ta ostatnia próba jest jednak ze znacznym złączona niebezpieczeństwem, każde bowiem silniejsze zadęcie Wiatru, może strącić w przepaść z trudem śliskiej opoki czepiającego się śmiałka.
Okno, czyli wydrążenie od którego skala wzięła miano, jest prawie owalnego kształtu, od dwóch do półtrzecia sążnia szerokie i tyleż prawie wysokie.
Długość jego, to jest grubość skały przez którą przechodzi, wynosi kroków dwanaście. Przez całą tę długość W dole okna ciągnie się parę łokci szeroki pas murawy, bujnie rosnącej na naniesionej wiatrami ziemi. Godziny całe można by trawić, siedząc na tym miękkim kobiercu i spoglądając na okolicę — tak rozległy i uroczy przez chropowate ramy skały odsłania się widok. Ale w chylącej się ku jesieni porze roku, zbyt tu już czuć się daje ostrego wiatru silny i bezustanny przewiew, długo rozsiadać się niedozwalający.
Z czasów kiedy Okiennik był zbójeckiej drużyny siedzibą, w oknie pozostały wyraźne ręki ludzkiej ślady w wyciosanych skale wrębach, do zapuszczania belek widocznie służących. Belki te służyły niewątpliwie do utwierdzenia drewnianej ściany, otwór od strony przystępnej zamykającej, zasłaniającej schronionych za nią od przykrego przeciągu powietrza, a w potrzebie mogącej posłużyć za przed pierśnik obrońcom samorodnej twierdzy.
O parę łokci zaledwie poniżej okna, znajduje się drugie, również na przestrzał przez skałę idące, ale odmiennego kształtu wydrążenie. Wnijście do niego, w które po drabinie spuszczać się trzeba, jest tak wąskie, że zaledwie jeden człowiek na raz się przez nie przeciśnie, środek zaś przedstawia obszerną pieczarę, którą szeroki od strony przepaści otwór oświeca. Pięćdziesiąt ludzi mogło tu mieć wygodne schronienie. Tu też musiała być główna zbójców kwatera. Głębokie naturalne wklęśnięcie, w jednej ze ścian, służyło widać szczególnie do palenia ogniska, jak dowodzą z czerniałe od dymu w niej głazy. Przed niedawnymi jeszcze laty cała ta jaskinia zarzuconą była rumowiskiem kamieni, wśród których gdzieniegdzie przeglądały zwierzęce i ludzkie kości. Gdy wszakże jakiś szczęśliwiec znalazł pod kamieniami cegiełkę czy sztabkę złota, naturalnie zajęto się gorliwie wszystkiego rumowiska przetrząśnieniem, przez co teraz pieczara czyściutko przedstawia się zamieciona. Ten też był jedyny umyślnych poszukiwań skutek. Już to z wszystkimi tak zwanymi skarbami bywa zawsze tak, jak w bajce: szczęśliwy przypadkiem je odkrywa, szukający nigdy nie znajduje.
Jeszcze nieco niżej od opisanej tylko co jaskini, znajduje się mniejsza, lecz za to najtrudniej dostępna pieczara. Jedynie jakie jest do niej wnijście czerni się w niedostępnej ścianie skały, o jakie czterdzieści lub pięćdziesiąt stóp nad ziemią. Jak się zdaje, niegdyś dostawano się do niego za pomocą lin z góry spuszczanych, Wewnątrz zmieścić się może kilkanaście najwięcej osób. Jak mówią, tutaj miał być główny skarbiec zbójców, zamykany na podwójne drzwi żelazne, co czworogranny kształt otworu stwierdzać się zdaje. Drzwi te znajdują się obecnie jedne w kościele pobliskiej wsi Skarżyce, drugie w miasteczku niedalekim, Kromołowie.
Wieśniacy okoliczni twierdzą, że w skalach Okiennika jest jeszcze mnóstwo pieczar, dzisiaj zasypanych. Co pewna, to że kiedyś dostępne miejsca zamknięte były kamiennym murem, którego ślady przed dwoma dziesiątkami lat widoczne jeszcze były, jak bądź teraz już dopatrzeć się ich trudno. Wystawmy sobie tak umocnioną naturą i sztuką dziką tę warownię ukrytą w tajnikach wyciętych dziś lasów, a pojmiemy jak ważnym oparcia punktem musiała ona być dla każdej szajki na Wszystko gotowych opryszków i jakim ci postrachem stąd napełniać mogli okolice.
Kiedy miało miejsce to panowanie zbójców? naturalnie nie wiadomo. Mogli oni tu kilkoma nawrotami rozbijać swe namioty, zanim wycięcie lasów i powstanie wsi Skarżyce niepodobnym to uczyniło.
Naj pomyślnieszymi dla nich epokami były lata, kiedy osłabiona podziałami, lub Wojnami długimi zaprzątniona władza w Krakowie, nie miała czasu albo sił do śledzenia i poskramiania gwałtów i rozbojów. Podanie jednak gminne jeden tylko z dziejów Okiennika, z losami niedaleko położonego Morskiego zamku w związku zostający, zachowało ustęp. Zapomniany już dziś prawie, a przecież godzien pamięci, Bogdan Dziekoński, tak je zapisał przed osiemnastu laty, we wspomnieniach z odbytej w tych stronach podróży.
„Opowiadano mi, że niegdyś zamek panów Morskich był niezmiernie obronny i wspaniały. Miał go zajmować pan możny i dumny, słynny swoim i dworzan swoich okrucieństwem. Córka jego, jak zwykle w podaniach, cudnej urody i niezwykłej cnoty, zajęła serce jakiegoś ubogiego młodzieńca. Ubogi pozyskał wzajemność. Dumny ojciec, spostrzegłszy miłość, dziecko swe wtrącił do lochu i głodem zamorzył. Wtedy kochanek stal się mścicielem.
W pieczarach skały Okiennika dziką, od natury zbudowaną założył stolicę. stąd rzucał postrach wokoło. Ludne i Wesołe zamki zaparto, wzywano do pomocy zbrojne hufce żołnierzy, ale wszystko nic nie pomogło. Nikt nie ośmielał się wychylać na pola, bo ze skał, z gęstwiny krzaków, rozbójnicy niewidzialni a srodzy wypadali i krwią zlewali pola.
„Zemsta zdziałała w końcu, iż drogi wiodące do Morskiego zamku zarosły trawą, a ziemia wokoło bieliła się kośćmi poległych. Na koniec wydano walną bitwę. Niebo się w nią wdało. Wśród gromów i burzy zamek ogniem i żelazem na wieki zniszczony został, Jakim sposobem zniknęli zbójcy ze sceny?... podanie zamilcza. Mówią tylko, iż owe wielkie drzwi żelazne długie wieki przebywały w skale, i niedawno dopiero, paręset lat temu, do kościołów na pamiątkę przeniesione zostały. Na ruinach zamku ma się czasem jeszcze w burzliwych nocach jesiennych ukazywać olbrzymia czarna postać, i nietrudno znaleźć takich, co straszne jej rysy widzieli ).
Jak zwykle podanie gminne, tak i to ma wiele wariantów. Jeden z nich opowiada, że dwaj bracia Morscy, wybudowawszy cichaczem w należącym do siebie lesie niedostępny zamek, poczęli wzorem niemieckich w pobliskim Śląsku rycerzy trudnić się rozbojem po drogach, przy czym nie szczędzili wszelkiego rodzaju gwałtów wywieranych na pobliskich wsi ludności. Najstraszniejszym było, że oprócz dobytku, porywali spokojnym mieszkańcom córki i żony, których już potem nigdy ludzkie nie widziało oko. Trwało to długo — aż raz porwano kochankę czy żonę jakiemuś drobnemu szlachcicowi czy sołtysowi, co wprzód wojskowo sługiwał. Ten postanowił się zemścić i ukarać zbrodniarzy. Z mnogich pokrzywdzonych zebrawszy sobie drużynę i umocniwszy Okiennik, zaczął z niego prowadzić podjazdową z panami Morskimi wojnę. Odparłszy ich kilkakroć od swej twierdzy dzikiej i osłabiwszy na sile i duchu ciągłem prześladowaniem ich szajkę, podburzył nareszcie lud okolic do złączenia się z sobą i przy jego pomocy zdobył zamek Morski, który zburzono do szczętu. Sam jednakże mężny mściciel znaleźć miał śmierć na jego zdobytych murach.
Inna na koniec wersja mówi tylko krótko, że dwaj bracia Morscy rozbóiowjali długo, mając schronienie w zamczysku i Okienniku, aż po długich bezużytecznych usiłowaniach, udało się wojskom królewskim oba te miejsca zdobyć. Jeden herszt zginął w bitwie, drugi, tułając się, potem był zabity.
Bądź jak bądź, historia Okiennika i zamku Morskiego tak są z sobą połączone, że kto pierwszy z nich zwiedza, nie wolno mu opuścić drugiego. Leży on też bardzo blisko, ścieżkami polnymi zaledwie o małe pół mili. Przed wnijściem do lasu, w którym zamczysko się kryje, oko spotyka powtórzone raz jeszcze to samo dziwne natury igrzysko co w Okienniku, to jest skałę u wierzchołka mieszczącą podobnyż samorodny otwór. Ale skała ta składa się tylko z jedynego słupa, na kształt obelisku sterczącego, i pod względem rozmiarów porównać się nie może z Okiennikiem.
Opuściwszy główną, przez las prowadzącą drogę, ustronną drożyną, przypominającą cudną zwrotkę. Mickiewicza:
„Nie jeździł w te szlaki
Nikt z dawnego czasu...“
zbliżamy się do ruin zamku. Jesteśmy już od nich tylko o sto, tylko o kilkadziesiąt—tylko o kilkanaście kroków... a dotąd nic nie widzimy. Las gęsty buków, jodeł i świerków ogromnych szumi tylko dokoła, a po za szarymi pniami i zielenią liścia i igliwia, zaledwie o kilka kroków spostrzec można szarą jakąś, potężną, jednolitą skałę, pionowo jak ściana wzbijającą się skały na sto, do stu kilkudziesięciu kroków długości, ma w przecięciu ledwie dziesięć szerokości, i tylko w obu końcach nieco się rozszerza. W tych dwóch miejscach wznosiły się bez wątpienia dwie ciasne, wysmukłe baszty, mieszkania w sobie zawierające; resztę zaś powierzchni zajmowało wąskie podwórze. Ale za to zamek, jeśli był dostatecznie zaopatrzony w żywność, przy bardzo małej załodze mógł urągać wszelkim szturmom, w owych oddalonych wiekach, w których niezawodnie wziął początek. Jedyna stroma ścieżka do niego wiodąca mogła- być zasypaną gradem kamieni z panującej nad nią ściany. Było to więc wyborne zbójeckie gniazdo, ale żadną miarą wielkich panów siedlisko. Mogło być jednak, że do górnego zamku, jak to często bywa tulił się dolny, mniej obronny, ale obszerniejszy i dogodniejszy na mieszkanie pańskie. Bardzo wyraźne ślady ręką ludzką kopanych rowów czy dołów nieopodal skały, naprowadzają na to przypuszczenie.
Że powieściom gminnym o Okienniku i Morskim zamku rzeczywiste jakieś dane za wątek służyły, o tern powątpiewać się nie godzi. Dziać się zaś to wszystko mogło nie później, jak w epoce podziału Polski, przed jej przez Przemysława zjednoczeniem. Jakkolwiek bowiem i w następnych jeszcze wiekach w chwilach klęsk kraju odgrywały się nieraz podobne dramaty, dziejopisowie zapisywali je skrzętnie w kroniki. Tymczasem w tychże nie tylko najmniejszego śladu wypadków z podaniem gminnym analogię jakąś przedstawiających, ale nawet żadnej o Morskim zamku nie znajdujemy nigdzie Wzmianki. Dowód to, że bardzo wcześnie istnieć przestał, gdyż inaczej, tak niedaleko stolicy państwa położony, musiałby kiedy nastręczyć do wspomnienia go sposobność.
Niesiecki wymienia dwie rodziny Morskich nazwisko noszące. O jednej mówi bardzo lakonicznie: .Morski, herbu Jastrzępiec, w Krakowskiem. Paprocki i Okolski o nich nie pisał“. O drugiej, herbu Topór, szerzej się rozpisując, powiada, że od Nekandów Toporczyków początek wzięli, ale od dóbr imienia Morskich nabyli. Można by więc przypuszczać, że panowie Morscy gminnej powieści do tej starożytnej, dumnej i potężnej należeli familii. Lecz gdy wiadomo, że za piastowskich czasów nazwiska rodzinne właściwie nie istniały, a każdy właściciel ziemi brał od niej nazwanie, Morscy podaniowi mogli do żadnej u Niesieckiego wymienionej nie należeć linii.
Zamek Morski, Okiennik i cała okolica w której leżą te oba dzikie pomniki, tyle dla mnie miały interesu, że pożegnawszy spieszących się towarzyszy wędrówki, korzystając z gościnności właściciela Skarżyc i Morska, parę dni całych tu jeszcze spędziłem, włócząc się po lasach i skałach. Jakoż ze skał dwie jeszcze znalazły się wzmianki godne.
Jedna, o sto do dwustu kroków od Okiennika położona, zwraca uwagę przyrodzoną osobliwością. Jest ona od góry do dołu, w wysokości kilkudziesięciu stóp, wydrążona tak regularnie, że nie widząc zewnątrz opoki, wziąłbyś ten samorodny otwór za jakiejś krągłej baszty ruinę.
Druga, na kraju otaczającego zamczysko lasu piramidalnie z gęstwiny świerków stercząca, nosi nazwę Skrzypkowej Skały, a to z następującego powodu:
Kiedyś na jej niedostępnym wierzchołku zjawiał się co wieczór skrzypek w czerwonym ubraniu, który wygrywał tak cudnie, że co go tylko raz zasłyszało, leciało pod skałę jak szalone i tańczyło aż do dnia białego. Każdy się łatwo domyśli, że to nie był kto inny, jak sam diabeł, odwodzący swoją piekielną muzyką od pracy i pacierza, a podżegający do obrazy Boskiej, o której wśród szalonej po lesie hulatyki nie było trudno. Że jednak każda rzecz ma swój koniec, skończyło się i z grywaniem czerwonego skrzypka. Tu przecież podanie szwankuje, nie opowiada bowiem żadnej katastrofy, która koniec położyła piekielnej muzyce. Wolno Więc każdemu tłumaczyć sobie jak zechce: albo, że młodzieży tańczyć, albo że diabłu grać się sprzykrzyło. Co do mnie, myślę że to drugie.
W kościele wsi Skarżyce, może o pięćset tylko kroków od Okiennika odległej, znajdują się jedne z żelaznych drzwi z jego pieczar wyjętych. Służą one obecnie do zamykania zakrystii, a powierzchowność ich cała, gruba i bez żadnego względu na to jak będzie wyglądać robota, tudzież rdza tak silna, że tylko W wilgotnych jamach osiąść mogła, w zupełnej z podaniem o ich pochodzeniu są zgodzie.
Na podstawie :
Zamek Ogrodzieniecki i jego okolice
Warszawa 1913